Ostatni dzień naszego city break!
Mieszkanie musimy opuścić rano a samolot dopiero późnym wieczorem - co oznacza, że mamy cały dzień w Rzymie, jedyny mankament jest taki, że musimy ze sobą ciągnąć walizki.
Ponieważ członkowie wycieczki okazywali już niejakie oznaki zmęczenia: rozdrażnienie, zniechęcenie, frustrację, irytację, fukanie, utykanie, ciągnięcie nogami, wywracanie oczami... trzeba było dratycznie zmienić plan dnia. Jakoś nie wyglądało na to, że jest chęć i siła by włóczyć się uliczkami Zatybrza, snuć się po termach Karakali czy odkrywać podziemia Rzymu w katakumbach Kaliksta...
Była natomiast ochota na przemieszczenie się w stronę dworca Termini, z którego to mieliśmy powrotny autobus na lotnisko.
Postanowiliśmy więc nadrobić to, na co zabrakło nam energii poprzedniego dnia - na spokojnie wejść do Bazyliki św. Piotra i zobaczyć ją w całości.
Bagaż musiał pozostać na zewnątrz, ale okazało się że nie było problemu z ochotnikami, którzy zostaną i będą go pilnować.
Reszta natomiast weszła do Bazyliki (przechodząc przez coraz bardziej znaną procedurę z rzymskich zabytków opatrzonych "naj" - długa kolejka, kontrola bezpieczeństwa, wszędobylski tłum nie pozwalający na chwilę zadumy i kontemplacji).
Bazylika jest gigantyczna i w jej wnętrzu też wszystko ma wywoływać poczucie bycia prochem.
Fasada licząca 115 metrów długości na 45 metrów szerokości, gigantyczne kolumny i drzwi z brązu, wewnątrz - marmury (skradzione w większości z antycznych budowli), odlewy z brązu (też z antycznych budowli), olbrzymie posągi i rzeźby (z przepiękną Pietą Michała Anioła)...
...niezliczone groby papieży, mniej lub bardziej nam znanych - zarówno w głównym kościele jak i w kryptach...
Miejsce zadumy i zachwytu, ale jakoś nijak nie pasowało mi do niego wspomnienie, że to w tym miejscu stał cyrk, w których Rzymianie wykonywali wyroki na pierwszych chrześcijanach i gdzie zginął zarówno św. Piotr jak i św. Paweł. Ponoć ołtarz Bazyliki stoi dokładnie w miejscu, w którym pochowano św. Piotra. Nie ma tam nic ze skromności pierwszych chrześcijan i ubóstwa Jezusa, ale jeśli świątynia miała świadczyć o tym, jak potężny stał się kościół na przestrzeni wieków - to zdecydowanie udało się to osiągnąć. Jest też kolejnym dowodem na geniusz jej twórców - kopuła budowana według projektu Michała Anioła (niestety nie dożył zakończenia tej budowy) i jego następców, z freskami, które są doskonale widoczne z 117 metrów poniżej - robi niesamowite wrażenie. I pomyśleć, nie było wtedy maszyn, komputerów - tylko umysł ludzki i siła rąk.
Sama kopuła to 22 miesiące żmudnej pracy ponad 800 robotników. Właściwie są to dwie kopuły - wewnętrzna i zewnętrzna, dzięki temu można było wbudować w środek schody, którymi wychodzi się na taras widokowy! Czyli generalnie jak kornik w wydrążonym tunelu tak ludzie przechodzą teraz przez kopułę!
Na kopułę nie weszliśmy (wiadomo, poziom energii na ten dzień dość niski a punktów widokowych już dużo zaliczyliśmy), natomiast pokręciliśmy się nieco po Placu św. Piotra, który też jest fenomenalny. Zaprojektowany przez kolejnego geniusza - Gian Bernini'ego, wokół - uwaga - egipskiego obelisku sprowadzonego do cyrku Kaliguli i Nerona, dla niepoznaki uświęconego krzyżem.
Sam Plac powstał długo po zakończeniu budowy nowej bazyliki i musiał się z jej wielkością dobrze skomponować. Taki też jest - dzięki zamysłowi postawienia kolumnad stworzonych przez 284 kolumny w 4 rzędach po dwóch stronach owalu. Kształ placy ma nawiązywać do znajdującego się w tym miejscu cyrku i miejsca męczeńskiej śmierci pierwszych chrześcijan. Jeśli dobrze się wpatrzeć w powierzchnię, to znajdziemy miejsce, w którym wszystkie kolumny z 4 rzędów ustawiają się idealnie za sobą - środek okręgu. Proste, a jak genialne!
Odszukaliśmy resztę wycieczki..
...i ruszyliśmy nieco okrężną drogą na metro, na dworzec, do przechowalni bagażu.
Lżejsi o walizki i ciężsi o posiłek w żołądkach, zdecydowaliśmy się zobaczyć co okolice Dworca Termini mają do zaoferowania. Wycieczka nie miała już ochoty na żadne dalsze eskapady.
A że to jest Rzym, i gdzie się nie obrócić to jest albo jakaś kolumna albo jakiś piękny kościół albo monumentalny plan - zobaczyliśmy jeszcze na koniec wszyskiego po trochu!
Tuż obok dworca znajdują się Termy Dioklecjana, lub jak to wyjaśniliśmy w prostych słowach dzieciakom - miejski basen, taki antyczny aquapark.
Do tego trochę architektury Michała Anioła, który wkomponował w ruiny starożytnych klasztor (zamieniony teraz oczywiście na muzeum) i kościół. Zostawiliśmy straż tylną na posterunku a sami poszliśmy odkrywać miejsce, w którym dyskutowano o prozie życia, dziejach świata lub też zupełnie normalnie zażywano kąpieli.
Najpierw więc chodziliśmy po dawnym klasztorze, wśród krużganków i drzewek pomarańczy, starożytnych cisów i niekończących się rzędów posągów, rzeźb, popiersi, płyt nagrobnych...Niebo dla wielbicieli antyku, dla nas chwila wytchnienia.
A przy okazji - odrobina zabawy, bo zaczęliśmy zwracać uwagę na to, czy faktycznie wszystkie rzeźby w Watykanie i w Rzymie zostały ofiarą wielkiej kastracji. ..większość niestety tak! Mieliśmy ubaw czytając o kastracji rzeźb a ciekawych zachęcam do poszperania w przewodnikach i internetach
Tuż przed samym wyjściem z Muzeum trzeba było przejść przez przeszkolone drzwi i dopiero tam można było odczuć jak wspaniałe było to niegdyś miejsce. Wyobraźnię wspomagała na pewno wizualizacja Term w szczycie ich świetności wyświetlana w muzeum...
...ale przestrzeń zamknięta w olbrzymich murach, wielkie okna, mozaiki na podłodze i resztki fresków na ścianach też dawały radę. To miejsce musiało być kiedyś niesamowite!
Dziś w starożytnych murach i wokół antycznych rzeźb stworzono przestrzeń wystawienniczą dla współczesnych twórców - i naprawdę się to kompnowało, może nie każda rzeźba/instalacja wywoływała ten sam podziw co te kilkutysiącletnie, ale kilka było naprawdę ciekawych.
W Termach Dioklezjana jest cisza i spokój. Nie ma takiego tłumu turystów jak w Koloseum, na Schodach Hiszpańskich czy w Watykanie. Aż trudno sobie wyobrazić, że naprawdę tętniło tam życie i w środku mogło przebywać nawet 3000 ludzi! Ale jest to świetne wytchnienie od turystycznego zgiełku i naprawdę niezły pomysł na zabicie czasu i liźnięcie Antyku jeśli dysponuje się tylko niewielką chwilą przerwy na Dworcu Termini.
Z Term ruszyliśmy dalej, w stronę Placu Republiki. Tak naprawdę chcieliśmy wejść do kościoła, który Michał Anioł wkomponował w pozostałości po Termach, ale ponownie jak wiele innych miejsc - zamknięte na czas remonu. Mogliśmy tylko zapukać do mosiężnych drzwi. Nikt nie odpowiedział....
Za to Plac Republiki zrobił wrażenie, choć oczywiście też był częściowo w remoncie...
z Placu Republiki rzut beretem do papieskiej Bazyliki Santa Maria Maggiore, czyli Matki Boskiej Większej.
Najpierw zobaczyliśmy jej plecy - same w sobie imponujące:
a po chwili i front:
Dopiero jednak we wnętrzu (tym razem bez tłumów, z maleńką kolejką i kontrolą bezpieczeństwa) było prawdziwe OOOO...
Mozaiki na podłodze, na ścianach, kasetonowy złoty sufit...Ołtarz będący mini ołtarzem z bazyliki św. Piotra i schowane pod nim relikwie żłóbka ze stajenki.
Jeszcze jedna Kaplica Sykstyńska (inny Sykstyn, kaplica dająca możliwość posiedzenia w ciszy i kontemplacji) z pozłacanym tabernakulum i przepiękną kopułą...
Gdzieś w tym kościele pochowany był Bernini, wielki rzeźbiarz i architekt baroku...wyszliśmy jacyś tacy zadumani. A może już przesyceni?
Były ruiny, był plac, był kościół - musiał też być ostatni posiłek w Rzymie. Pochodziliśmy trochę po okolicznych uliczkach..
..znaleźliśmy w końcu jakąś pizzerię i posileni włoskim jedzeniem (w przeciętnym wydaniu ale dużej ilości) wróciliśmy na dworzec.
Tam jeszcze jeden włoski smak - i szczerze - chyba najlepsze lody jakie przyszło nam jeść w Rzymie, mimo że musieliśmy czekać aż się odpowiednio zmrożą. Ale akurat czasu mieliśmy sporo do autobusu więc i na degustację można było poczekać. A było warto!
W końcu przyszedł czas na pożegnanie Rzymu, ostatni rzut oka...
...i jeszcze na lotnisku D. urządził nam mały koncert Bo było malarstwo, rzeźba, architektura a muzyki jak na lekarstwo (nie licząc pianisty w Parku Borghese...)
I takim to muzycznym akcentem powędrowaliśmy w stronę lotniskowych bramek i czekającej nas listopadowej aury.
Arrivederci Italia, Arrivederci Roma!
This featured blog entry was written by Kawki4 from the blog Kawki4 w Wiecznym Mieście.
Read comments or Subscribe