Taka ciekawostka - słowo "geniusz" weszło do języka powszechnego w okresie...renesansu. Korzenie oczywiście sięgają antyku, ale to w renesansie zaczęto używać tego słowa w znaczeniu, które nadajemy mu i dziś. Geniuszowi przypisywano opętanie "boskim szałem", osoby obdarzonej naturalnymi, ponadprzeciętnymi zdolnościami twórczymi w wielu różnych dziedzinach. Michał Anioł, Rafael, da Vinci i wielu innych... wcielenie geniuszu. A w czasach, w których tworzyli, jednym z najważniejszych mecenasów sztuki byli...papieże. Gdzież więc indziej szukać przejawów geniuszu jeśli nie w Rzymie?
A więc dzisiaj spotkanie z Włochami z górnej półki - sztuki i designu, innowacji i przepychu.
I oczywiście na piechotę, bo przecież tak najlepiej wczuć się w atmosferę miasta.
Atmosferę, która przypomina nam, że nawet do mycia okien można podejść nie tylko ze ścierką, ale i z klasą...
Plan na początek dnia zakładał odwiedziny w miejscu stworzonym przez jednych z największych mecenasów sztuki, ród Borghese.
Nad placem Popolo wznosi się wzgórze, na którym Scypio Borghese zaczął budować park i ozdabiać go małą architekturą oraz popiersiami twórców sztuki. Z rozkazu Napoleona Bonaparte, na wzgórzu Pincio powstał pierwszy publiczny ogród w Rzymie. Sama Villa Borghese z przynależącym do niej parkiem została z czasem również przeksztalcona w tereny publiczne, a sama posiadłość w 1902 roku zamieniona została w muzeum. I to nie byle jakie muzeum, bo można w nim oglądać rzeźby Bernini'ego, obrazy Rafael'a, Caravaggia czy Tycjana.
Zanim jednak wdrapaliśmy się na wzgórze Pincio, pokręciliśmy się trochę po Placu Popolo i szukaliśmy śladów dawnych historii. Zwłaszcza, że zbocze wzgórza pilnowane jest przez rzymskie rzeźby, przypominające o tym, że prawdopodobnie w tej okolicy znajdował się grób Nerona (tego, co to spalił Rzym).
A że Neron był uważany za zło wcielone, jego duch straszył w okolicy. Jego grób znajdował się na wzgórzu ogrodów, czyli dzisiejszego Pincio. Był jednak wcieleniem Antychrysta, więc w XII w jego grób na rozkaz ówczesnego papieża Paschalisa II zrównano z ziemią a na jego miejscu postawiono kościół. I złe moce przestały hulać po Placu...3 kościoły stojące wokół niego skutecznie zabezpieczyły to miejsce, a złe dusze, nawet pomimo tego, że przez wieki był to plac straceń, nie miały po co wracać na ziemski padół.
W końcu wdrapaliśmy się na wzgórze i faktycznie - widok piękny. Dodatkowo na całym tarasie słychać było największe włoskie przeboje wygrywane przez ulicznego pianistę.
Przeszliśmy się kawałek...
...wypatrywaliśmy niesamowicie głośnych papug, doskonale zakamuflowanych wśród platanów...
...przyjrzeliśmy się jak działa 150-letni zegar nakręcany...wodą...
...I oczywiście zrobiliśmy przerwę na kawę i inne włoskie specjały...
Ostatnie spojrzenie na małe perełki ukryte w parku...
i wróciliśmy na Plac del Popolo.
Tym razem z Galerii Borghese zrezygnowaliśmy, ale może kiedyś jeszcze nam się uda, kto to wie!
Zamiast Mistrzów zebranych w Galerii, weszliśmy do małego centrum (nawanego szumnie " muzeum") poświęconego w całości geniuszowi Leonardo da Vinci. Zebrano reprodukcje jego najsłynniejszych obrazów, machin latających, wojennych, śrub i pomp i oczywiście rysuknów anatomicznych i szkiców licznych projektów. Geniusz nad geniuszami w pigułce.
Kilka stacji metra dalej zmierzyliśmy się z rzymskim a raczej watykańskim monstrum.
Za wysokimi i grubymi murami, wśród niemal 8 kilometrów korytarzy, w ponad 1400 salach ukryte są skarby zgromadzone na przestrzeni wieków przez władców Watykanu. Muzea Watykańskie.
Wśród bogatych renesansowych i barokowych wnętrz ukryte są galerie pełne pamiątek i dzieł sztuki starożytnego Egiptu, Grecji, Rzymu, obrazy, rzeźby, artefakty sztuki użytkowej...no i ówczesne grafitti, czyli freski, i to niebyle jakie, bo autorstwa Rafaela czy Michała Anioła. Wisieńka na torcie to Kaplica Sykstyńska, w której kardynałowie zamykani są aż wybiorą pierwszego spośród siebie, kolejnego papieża. A tam - Sąd Ostateczny czy Stoworzenie Adama.
Bilety do Muzeum Watykańskiego wydawane są na konkretny dzień i konkretną godzinę. I nie ma szans wejścia wcześniej - próbowaliśmy, bo dotarliśmy tam około godzinę przed czasem. Pod murami masa ludzi, długie kolejki... a ja ciągle sobie myślę, jak to wszystko wygląda w szczycie sezonu.
W każdym razie strażnik kazał czekać na naszą 15:30. stanęliśmy z boku i grzecznie czekaliśmy.
A kiedy kolejka z 15:00 ruszyła spod muru i została przezeń wessana, postanowiliśmy wykorzystać fakt wolnej przestrzeni i ustawić się z samego czoła nowej kolejki, która niewątpliwie na 15:30 zacznie się formować. Staliśmy sobie wspierając ten wielki mur, gdy tymczasem na naszym poprzednim miejscu ustawiali się ludzie. I ustawiali. I ciągle dochodzili nowi. Aż nagle, o jakiejś 15:15 D. zwrócił uwagę na fakt, że na naszych biletach jest adnotacja "wejście numer 1" a my staliśmy ustawieni do "wejścia nr 3"...a najgorsze było to, że kolejka do wejścia nr 1 to był ten tasiemiec, który ustawił się w miejscu, które zajmowaliśmy wcześniej...no i cóż było zrobić...podreptaliśmy z kwaśnymi minami na koniec kolejki, ciągnącej się na jakieś 150 metrów...w końcu ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi... Ale o 15:30 wszyscy rozpoczęli powolny spacer w stronę wejścia i wszyscy zostali wessani w otchłanie watykańskich korytarzy.
Wewnątrz było trochę luźniej - ale tylko trochę.
Generalnie wszędzie był niekończący się tłum ludzi poruszających się w jedną stronę, więc zwiedzanie ograniczało się za płynięciem w tłumie, zatrzymanie się choćby na chwilę groziło zgubieniem reszty.
Wszyscy kumulowali się w Kaplicy Sykstyńskiej, która przypominała nie tyle miejsce, gdzie dzieje się historia, pełne zadumy i świętości co targ pełen przekupek...Cóż - tak to już bywa w takich słynnych miejscach - każdy chce je zobaczyć, nie każdy potrafi się zachować.
Acha - zdjęć z Kaplicy Sykstyńskiej nie ma, bo obowiązuje tam ścisły zakaz fotografowania - do czego się zastosowaliśmy. Niestety widzieliśmy wiele osób, które tego nie zrobiły. I podobnie jak z ciszą - która miała obowiązywać, a trzeba było przez megafony ludziom przypominać, że są w miejscu sakralnym - bo inaczej nie było słychać...
Tłum nieco się rozproszył przy wyjściu - być może inni poszli zwiedzać inne korytarze i sale, może się zgubili
my tłumów mieliśmy już dość i po 2.5 godziny obcowania ze sztuką przeświecającą zza morza ludzi postanowiliśmy zakończyć dzień.
Jeszcze tylko zejście po słynnych schodach...
...szklaneczka Spritz'u ...
i zamykamy dzisiejsze wspomnienia!
This featured blog entry was written by Kawki4 from the blog Kawki4 w Wiecznym Mieście.
Read comments or Subscribe