Odkrywanie uroków Rzymu zaczęliśmy od tego co najważniejsze - symboli z pocztówek i z podręczników historii. Planowana trasa to główne zabytki Rzymu starożytnego. Nie mogliśmy więc zacząć inaczej niż od Koloseum.
Z naszej miejscówki do Koloseum idzie się 35 minut. Bilety na wejście do Koloseum kupuje się na określoną godzinę, i zgodnie z poradami - dużo wcześniej bo chętnych jest tyle, że tak po prostu z ulicy trudno jest wejść. My zaczynaliśmy o 9.30 więc najgorzej nie jest, ale nie możemy się też za bardzo powylegiwać w łóżkach.
Ruszyliśmy dziarsko po śniadaniu i szybkiej kawie, ale po drodze było sporo architektonicznych (i nie tylko) rozpraszaczy, tak więc marszruta nieco się wydłużała i koniec końców dostałam zakaz zatrzymywania się i zakaz robienia zdjęć...że niby będziemy wracać tą samą drogą...
Nasza droga pod Koloseum prowadziła przez Plac Argentyński, który de facto jest ruinami starożytnych budowli z 3-1 w.p.n.e....Potem wokół "pomnika" króla Wiktora Emanuela II, który zjednoczył Włochy, a w końcu przez Via dei Fiori Imperiali, aleję przecinającą serce starożytnego Rzymu...I jak tu nie skraść jakiegoś zdjęcia????
W końcu jest...symbol Rzymu, starożytnego i tego współczesnego...Amfiteatr Flawiuszów powszechnie znany jako Koloseum.
Kolosalna budowla mogła pomieścić 50 tysięcy widzów, którzy siedzieliśmy wokół areny w sektorach zgodnych ze swoim statusem...
Im wyżej w hierarchii społecznej, tym miejsca przydzielone były bliżej areny, na samej górze siedział plebs. W czasie 100-dniowych igrzysk na otwarcie Amfiteatru zginęło wielu z 3 tysięcy gladiatorów oraz setki sprowadzonych zwierząt do walk i polowań na arenie...Dzisiaj możemy sobie tylko wyobrażać splendor tego budynku, wyłożonego marmurem, upiększonego licznymi posągami i złotymi wykończeniami.
Możemy na wystawie zobaczyć ówczesne bazgroły na ścianach, replikę machin pod areną, ocalałe fragmenty rzeźb. A i tak Koloseum robi kolosalne wrażenie. I naprawdę nie dziwi tłum odwiedzający to miejsce.
Istna wieża Babel (ciekawostka: Koloseum to inspiracją takiego malarza jak Pieter Bruegl do jego wizji Wieży Babel..).
Wszyscy chcą dotknąć historii w tym niezwykłym miejscu. I nie tylko tej historii starożytnej, ale też średniowiecznej i renesansowej, a później oświeceniowej...kiedy to Koloseum z miejsca rozrywki pogańskiej zamieniono na obory dla bydła, magazyny na żywność czy tajne pierwszochrześcijańskie kościoły. Kiedy to możni tego świata wykorzystali Koloseum niczym tani i łatwo dostępny magazyn marmuru do budowy swoich pałaców i świątyń. Kiedy w końcu w XVII w. zaczęto urządzać na arenie drogę krzyżową, a potem oddano to miejsce archeologom i...turystom. Przechadzaliśmy się wśród tych starożytnych ścian ponad godzinę...a po wyjściu i tak nie mogłam się napatrzeć.
Następnym punktem programu było Forum Romanum i wzgórze Palatynu, a ponieważ spacer po tym rozległym parku Archeologicznym to jakieś kolejne 2-3 godziny, wcześniej zrobiliśmy sobie przerwę na kawę. Przecież nie obeszłoby się bez klasycznej włoskiej kawy: cappuccino i latte macchiatto to obowiązkowe smaki do poznania we Włoszech!
Kiedy my spokojnie piliśmy kawę, tłumy na Piazza del Colosseo podwoiły lub nawet się potroiły. A kolejka do wejścia na Forum Romanum miała dobre 200m... a każdy miał już bilet, bo są łączone razem ze zwiedzaniem Koloseum...
Na szczęście D. poszedł zobaczyć za czym kolejka ta stała i ktoś usłużny skierował nas do bocznego wejścia od strony wzgórza Palatynu.
Przeszliśmy więc obok Łuku Konstantyna z 315 r., bogato zdobiony płaskorzeźbami, choć widocznymi tylko z jednej strony - druga cała była obudowana rusztowaniami. Generalnie połowa drogi do Koloseum była zakryta rusztowaniami - wszystko za sprawą dwóch wielkich inicjatyw w Rzymie: budowy nowej linii metra i przygotowaniami do Jubileuszu 2025. Zwłaszcza działania jubileuszowe oznaczają, że większość ważnych obiektów przechodzi renowacje...pierwszy był właśnie Łuk Konstantyna, ale kolejne rusztowania widoczne są co krok...
Ale, ale...boczne wejście faktycznie nie było zatłoczone, więc weszliśmy bez czekania.
Spacer wśród cisów, parasolowatych pinii i ruin wspaniałych niegdyś willi starożytnego Rzymu...tłok z Koloseum nieco się rozpierzchnął po olbrzymim terenie, słoneczko pięknie przygrzewało. Niemal można było przy odrobinie wyobraźni przenieść się w czasie. Z wzgórza widzieliśmy Circus Maximus gdzie niegdyś ścigały się rydwany. Chodziliśmy wśród ruin Pałacu Tyberiusza, Domu Augustana (pałacu cesarskiego z I w.n.e.), Domu Flawiuszów...
Potem ogrody...a w nich najbardziej zachwycające były drzewka pomarańczy i siedzące na pinii zielone papugi no i widok - z jednej strony na panoramę Rzymu, z drugiej na rozciągające się u stóp wzgórza Forum Romanum.
Zeszliśmy z Palatynu podziwiając fontanny wbudowane w ściany a potem Rampą Domicjusza - odbudowanym przejściem zamkniętym w wysokich korytarzach na zboczu wzgórza zeszliśmy z części pałacowej do części publicznej.
Między kolumnami i świątyniami, wzdłuż Via Sacra, którą chodzili niegdyś Rzymianie, dotarliśmy ponownie pod Koloseum.
I to była już najwyższa pora na obiad. W okolicach Koloseum polecana była pizzeria, więc tam właśnie się udaliśmy. Zaznaczono, że może być kolejka, ale warto poczekać. Cóż...była kolejka na jakieś 10 osób a nawet więcej a nasze żołądki na tyle puste a nogi na tyle zmęczone, że postanowiliśmy jednak nie czekać i usiąść w lokalu po drugiej stronie ulicy...jedzenie takie sobie (moje danie za każdy razem jak dla mnie jest tutaj za słone).
Wystarczająco jednak dobre i sycące by napełnić nas energią na dalszą część zwiedzania.
Wróciliśmy znów pod Koloseum, przy okazji zaopatrując się w kolorowe makarony i makaronikia
W drodze powrotnej już na spokojnie mogliśmy się przejść Drogą Cesarzy i zachwycać oczy panoramą Rzymu skąpaną w zachodzącym słońcu.
Będąc pod pomnikiem Wiktora Emanuela II-go nie mogliśmy nie wykorzystać okazji i zdobyć kolejny punkt widokowy: na samym szczycie Ołtarza Ojczyzny.
Seniorzy tym razem zostali na pierwszym piętrze, a my nawet całkiem sprawnie odnaleźliśmy windę, która szybko wywiozła nas na dach. Widok na cały Rzym, zachodzące słońce, wschodzący księżyc w pełni...Co tu dużo mówić, efekt "wow" gwarantowany!!!
Jak się już pozachwycaliśmy, a słońce schowało się za horyzontem to trochę nam przestało tak ws,ystko bezproblemowo iść. Po pierwsze, chętnych na zachód słońca na dachu jednego z najwyższych punktów Rzymu było więcej niż tylko my. Po drugie, o ile przyjeżdżali stopniowo, to po zachodzie wszyscy chcieli zjechać w tym samym czasie. Skutek??? Korek do windy. Niestety nie było alternatywy w postaci schodów.
Trzeba było czekać. I czekać. I czekać...a jak w końcu zjechaliśmy, to się okazało, że droga jest jednokierunkowa. Nie mogliśmy wrócić po seniorów!!!! Ci pomyśleli, że o nich zapomnieliśmy, my wysłaliśmy najszybszego posłańca jakim dysponowaliśmy, obawa pewna była że posłaniec minął się z seniorami (wejście i wyjście jest z różnych stron budowli) ale koniec końców udało się spotkać i dodreptać do mieszkanka...
Nie udało się już odwiedzić Kapitolu, widzieliśmy go jedynie z góry, ale chyba tyle nam wystarczy.
Nie udało się zapolować na koty na Placu Argentyńskim. Może jeszcze będziemy tam przechodzić.
Zrobiliśmy jednak z 15 km i zwłaszcza seniorzy zasługiwali na odpoczynek.
Ale ale...Trzeba było pójść do sklepu. Po szyneczkę na śniadanie i winko na wieczór. Poszliśmy więc do najbliższego sklepu, który opiekunka mieszkania nazwała "turystycznym"...doszliśmy jednak do wniosku, że wyprawa po 2 artykuły nie ma sensu, więc skorzystamy z tego co blisko, nawet jakby miało być drożej. I...I jak słowik w wiersz...wieczór taki piękny...że zachciało mi się jeszcze pospacerować. Chętny na spacer był tylko Lo. więc poszliśmy sobie we dwójkę pooglądać Rzym nocą.
I tak nas nogi niosły na most Świętego Anioła (w remoncie), pod Zamek Świętego Anioła, a stamtąd to rzut beretem do Watykanu, więc jakoś tak trafiliśmy na Plac Św. Piotra...
Jeden z piękniejszych wieczornych spacerów!!!
PS. W Rzymie dużo wiecej niż gołębi jest mew. Mewy nas prześladują. Były w Koloseum, na Palatynie i na Ołtarzu Ojczyzny, w Watykanie... Trochę się obawiam, że jakaś nas sobie upatrzyła i teraz jesteśmy śledzeni...
This featured blog entry was written by Kawki4 from the blog Kawki4 w Wiecznym Mieście.
Read comments or Subscribe